poniedziałek, 30 czerwca 2014

Zatrzymaj się w połowie drogi...

...i przyjdź na Halfway Festival za rok, bo w tym roku już po ptakach. Jak było? Trochę słabo i niesłabo.



Dlaczego trochę słabo? Bo zabrakło BUMu, który niewątpliwie miał miejsce w poprzednim roku. Zabrakło artystów, którzy przyciągnęliby większą liczbę osób. Tak, wiem że Halfway to nie Open'er ani nie Orange - nie ta wielkość, nie ten mainstream i nie te pieniądze, ale to nie o Beyonce, Rudimental czy Pearl Jam chodzi. Chodzi o to, że zabrakło chociaż jednego nazwiska (w poprzednim roku Emiliana Torrini). Zabrakło też odrobinę większej muzycznej różnorodności. Halfway 2014 to zespoły naprawdę niszowe, ludzi mało, ale... 

Mimo wszystko warto!

Okolice białostockiej Opery od koniec czerwca zamieniają się w miejsce naprawdę magiczne, najbardziej chilloutowe miejsce na świecie. 






Poza tym, jak dla mnie, Amfiteatr ma jakąś dziwną moc - kameralna, intymna atmosfera sprawia, że odpływa się nawet przy muzyce, której na co dzień się nie słucha. A jeżeli ktoś słucha, to w ogóle oh i ah :). 





Na deser deser, czyli Justyna z Domowych Melodii (pisałam tutaj), której tak Halfway przypadł do gustu (Domowe występowały tu rok temu), że w tym roku przyjechała aby poczuć festiwal nie ze sceny, ale z widowni. (No oczywiście zjawiła się także po to, aby zrobić sobie ze mną fotkę. Zgodziłam się.)



Więcej informacji na temat festiwalu znajdziecie tutaj. Jakość zdjęć jak zwykle zajebista;).