czwartek, 14 sierpnia 2014

Kurort aż strach - Sunny Beach z perspektywy miesiąca

Równiutko cztery tygodnie temu przygotowywałam się do tygodniowych wakacji w turystycznej części Bułgarii.  Jak było?



Sunny Beach, czyli największy bułgarski kurort, jeden z największych kurortów nad morzem Czarnym, jak to mówi wikipedia. Las Vegas tej części Europy, jak to mówi wikipedia. Cóż. Całą "wielkość" kurortu da się spokojnie poznać w dwa dni, a Las Vegas to może i tak, ale raczej jako wschodnioeuropejska parodia. 


Takimi uroczymi kolejkami można przejechać się nie tylko po kurorcie, ale również dotrzeć do pobliskich miejscowości. Trochę rozjeżdżają ludzi ale i tak, jak na ten cały przepych, są ok :).  




Przed wyjazdem spotkałam się z opinią, że turystyczna Bułgaria jest strasznie brudna. Owszem, bułgarskie kurorty w okolicach godziny 3:00 to jeden wielki śmietnik, ale nad ranem wszystko błyskawicznie wraca do czystej normy. Czystszej niż w wielu innych miejscach w Europie, przez które przewala się taki ogrom turystów. 





Karuzele. Konkursy. Dyskoteki. Kosmiczne kosmosy i inne bajery 24/24 7/7. W Słonecznym Brzegu dzieje się bardzo dużo przez całą dobę. Promenada (8 km?) biegnąca wzdłuż morza jest tak głośna, tak jasna, tak wesoła i zarazem i tak infantylna jak nigdzie indziej. Ma to bez wątpienia swój urok, pierwszego czy drugiego dnia śmiejesz się z postaci Bin Ladena machającej sztucznym penisem z okrzykiem "try to bite me fuckin pussy", w którego możesz sobie za 1 leva (2 zł) rzucić jajkiem. Zachwycasz się lodami o smaku rafaello, oero, misiów haribo czy hubby bubby. Nie możesz odwrócić wzroku od ślicznych dziewczyn tańczących na barach wszechobecnych dyskotek na świeżym powietrzu. Zachwyca cię ilość atrakcji dostępnych na plaży, zachwyca cię pozytywny nastrój wszystkich i wszystkiego. 





A później masz dość i szukasz wytchnienia od wszechobecnych naciągaczy, ulotkarzy, głośnej muzyki i tandetnych magnesów na lodówkę. Szukać daleko nie musisz, bo zaledwie kilka kilometrów dalej znajduje się Nessebar ze starożytnym starym miastem, wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Do Nessebaru jeździ komunikacja miejska, ale równie dobrze można przejść się plażą.




 


Stare miasto Nessabar urywa dupę. Urywa nawet bardziej niż stare miasto greckiego Rodos. Jest bardzo małe i "skondensowane", a dodatkowo leży na półwyspie (nowe miasto Nessebar to już część kontynentalna), dzięki czemu sprawia wrażenie niezwykle przytulnego.





Wąskie kamieniste uliczki, niezwykle urokliwe kamienice, dziadkowie wyglądający przez okna, plaże z samych muszelek (a kilka kilometrów dalej mamy przecież mączysty piasek Słonecznego Brzegu), przepiękne knajpki w których możesz tanio i dobrze najlepiej na świecie zjeść.






Bułgarskie jedzenie hotelowo-kurortowe nie przypadło mi do gustu. Dużo papryki, wszystko dość ciężkie i smakujące podobnie. Odkryciem były pyszne, paprykowane kiełbaski (takie ich lokalne chorizo), owoce morza i najwspanialsze na świecie melony oraz piwo (szczególnie Kamenitza) sprzedawane nie tylko w pół litrowych butelkach, ale także w 2,5 albo 1,5 litrowych butlach.





W Bułgarii wypoczywają przede wszystkim Polacy, Ukraińcy, Rumuni i Rosjanie. Wiadomo, blisko, swojsko, z sentymentem a przede wszystkim naprawdę tanio. Słoneczny Brzeg polecam ludziom, którzy mają siłę, ochotę i zapał do tego, aby zupełnie się zapomnieć i przeimprezować cały tydzień. Starszym paniom i panom zbliżającym się do trzydziestki proponuję wybrać się na wakacje do Nesseberu, gdzie oprócz alkoholowo-dyskotekowych atrakcji znajdziemy trochę przestrzeni na święty spokój.

. Miłego weekendu żuczki!