czwartek, 4 lipca 2013

Mój wspaniały nie chłopak

Jesień 2005. Lub 2004. Byłam nowa. Wszystkie dziewczyny kazały mi spierdalać. Siedziałam sama, a on się tak ciepło uśmiechnął. Zaprzyjaźniliśmy się wtedy strasznie, nad życie. Płakałam mu, że mój chłopak jest głupi i nikt mnie nie lubi. On na to, że jego dziewczynka się wkurwi, więc lepiej się szlajać po parkach. W nocy.





Moja matka krzyczała, że co to ja nie robię i gdzie to ja nie łażę. A my dalej po tych parkach. Sens życia, chillout w słuchawkach i wino z Bordeaux. Przywiózł nam z wakacji. Ale wino nie często, on nie pił dużo i nie pił często. Nauczył mnie czytać książki i przepuszczał w drzwiach. Miał bogatych rodziców, fortepian w domu i ładną - stop - śliczną dziewczynkę.

Dziewczynkę. Lubiłam ją i chciałam, żeby ona lubiła mnie. Wpadłam więc na super pomysł. Sama jej powiedziałam, że się z nim szlajam nocami po parkach, że my to bff i to takie przecież niegroźne. Ona płakała. I że 'cotomabyć'. Wiedziałam, że to już koniec. Żegnaj Panie X, skończyło się wszystko. Tak wybrał. Jak się niebawem okazało, oczywiście wybrał źle.

Zrozumiałam wtedy, że przyjaźń to naprawdę ciężki temat. Tęsknie za nim.