sobota, 22 czerwca 2013

gdzie ta karoca?

Siedzimy w środku miasta. Wino w kartonie. No tak no. 



Sophia lub kadarka, tymbark w kartonie, przelewamy, siadamy i jest pięknie. Ciepło, głośno, radośnie, jak to wieczorami na Rynku Kościuszki. Schodki nasze epickie, ja i ona, czyli standardowo. Chciałabym, a pamiętasz, ale wtedy to było, ej a jak myślisz, boze co za idiotka, pójdziemy tam kiedyś, wiem no przecież mi mówiłaś, dlaczego tak jest, może w następnym tygodniu, nie patrz tam teraz, co za spodnie (...).
Cisza, nigdy nie krępująca cisza, nagle:

K: wiesz co, ja nie lubię księżniczek
B: no ale ja JESTEM w sumie księżniczką
K: no i tego właśnie nie pojmuję, jesteś jedyną księżniczką z miliona księżniczek, u której księżniczkowatość mi wcale nie przeszkadza

Dziewczynki-księżniczki to różowe sukienki, domki dla lalek, mamo kup mi to - dobrze kochanie. W dorosłym świecie kobiety (często kobiety-księżniczki) lubią głośno powiedzieć 'w dzieciństwie wolałam bawić się w wojnę', 'e tam, ja zawsze biegałam po drzewach, lalki to nie, nie dla mnie'. Fajnie, gratulacje, czym tu się chwalić, coś jest lepsze, a coś gorsze? Pierdolenie. 

Kobiety-księżniczki to nie różowe sukienki i nie domki jak dla lalek, to także nie kochanie kupi mi to - dobrze kochanie. Żadne słodkie idiotki, żadne śliczne lalunie, prawdziwych księżniczek nie rozpoznasz na pierwszy rzut oka. 

Dorosłe księżniczki to pewien stan umysłu. Jestem dorosłą księżniczką. Jak cholera.