poniedziałek, 4 maja 2015

Ciąża - pierwsza połowa

Będzie pięknie, mówili. Te emocje, wrażenia, kopniaki - nic lepszego, mówili. Stan błogosławiony? Hehe. Półmetek ciąży mija właśnie dziś.


Ciąża - 9 miesięcy, 3 trymestry, 40 tygodni. Osoby nie w temacie pytają o miesiąc, bo nic im nie mówi któryś tam tydzień ciąży co jest całkowicie zrozumiałe. Lekarze unikają innych określeń niż określenia tygodniowe. Natomiast same zainteresowane z reguły znają internetowe objawy wszystkich trymestrów, wymiary dziecka w każdym tygodniu i prawidłowy przyrost wagi w danym miesiącu ciąży. Jednym słowem - ciężarne wiedzą wszystko. 

Pierwsza połowa mija podobno szybciej niż druga. Dzieje się chyba tak ze względu na to, że wszystko jest takie creepy i nowe. Dodatkowo o ciąży dowiadujemy się w 4-6 tygodniu jej trwania, a więc pierwsza świadoma połowa trwa nieco krócej. Jaka jest pierwsza połowa ciąży? Bywa różna. U prawie wszystkich znajomych była dobra. Oto moje wrażenia z pierwszych dwudziestu tygodni. 
_______________________________________________________________________________________

Z minusów.

Mdłości nie przyszły pierwsze. Pierwsze przyszło mega rozbicie emocjonalne i chwiejny nastrój. Dobra, nie ukrywajmy - nie żadna nowość dla mnie, ale nie w takim stopniu!  Euforia i smutek w ciągu jednej minuty. Bardziej niż zwykle. 

Później pojawiły się bóle brzucha, które po lekturze kafeterii wskazywały na wszystko, co najgorsze. Dodatkowo pani doktor, do której się wybrałam na pierwsze dwie wizyty, uspokoiła mnie słowami "nie powinno nic tam boleć pewnie coś nie tak ale nie wiem co". Szybko zmieniłam lekarza, dał nospe, zlecił badania, wytłumaczył co i jak. 

Dał też witaminy. Zaczęłam je łykać i nagle zapomniałam, że czasami warto coś zjeść. Zapomniałam też, że istnieje jakaś inna trasa poza trasą toaleta - łóżko - toaleta - łóżko. W nocy szłam do łazienki bo siku i rzygać, w dzień szłam do łazienki bo siku i rzygać, czasem szłam do łazienki żeby posiedzieć sobie blisko muszli klozetowej, w razie nagłego siku lub rzygać. A żeby dojść do muszli klozetowej szłam po ścianie, bo słabo mi było jak jasna cholera. Lekarz dał to i tamto, kazał leżeć i pić. Leżałam i piłam. Minął pierwszy trymestr (3,5 miesiąca) a do siku, słabo, rzygać doszły potworne bóle głowy. Męczyłam się tak miesiąc do kolejnej wizyty, kilka razy dzwoniąc do lekarza, który pocieszał że no tak być może.

Ale panie doktorze w internecie piszą, że po trzech miesiącach powinno być super!

Sruper. 

Lepiej się zrobiło kiedy odstawiam multiwitaminę dla ciężarnych. No nic dziecko, musimy radzić sobie bez dopalaczy, matka musi to i ty musisz. Nadal rzygałam, nadal bolała głowa, nadal słabo, ale już nie miałam wrażenia że jestem na nieustannym kacu 24/24. Kac trwał tylko kilka godzin dziennie. Dodam że kac bez możliwości zażycia ibupromu. Nawet z apapem trzeba ostrożnie. Tak więc kac pomału stał się znośny

Ale

zaczęły boleć plecy, sikam już do 8 razy w ciągu jednej nocy, nie mogę znaleźć pozycji do spania, przejście 100 metrów tempem normalnym powoduje zadyszkę, z dziąseł leci krew, a małe szczeniaczki w telewizji wywołują potok łez i myśli o śmierci. To wszystko to jednak pikuś przy tym, co przechodziłam łykając witaminy. Ja - naczelny lekoman, nie toleruje witamin, kto by pomyślał. No tak. Dodatkowo choroba lokomocyjna nasila się do tego stopnia, że wysiadam z autobusu żeby wyrzygać się w parku, wysiadam z samochodu, żeby wyrzygać się w lesie, a apropo lasu... 

Ciężarne z zasady nie biorą leków. Nospa i apap mogą się zdarzyć, ale lepiej by było nie lub chociaż nie często. Leki na pewno nie służą dziecku, a więc wszystkie moje antyhistaminki poszły won. Pierwsza wiosna od dwudziestu lat bez leków na alergię. Mam psikacz z wody morskiej i calcium w tabletkach musujacych. Tak więc wyjścia na zewnątrz ograniczam do minimum, inaczej puchnę, swędzi mnie wszystko, kicham na wszystkich w około i ogólnie poezja. 

Z tego siedzenia w domu aż chciałoby się jeść. No może by i się chciało gdyby nie to, że na nic się nie ma apetytu. I to nie jest tak, że zachcianki ciążowe nie istnieją - istnieją. Nachodzi czasem. Z reguły na wino i sery pleśniowe,.. Także ten...

_______________________________________________________________________________________

Z plusów 

Ciąża to stan fizjologiczny, który ludzi interesuje. Nagle stajesz się gwiazdą socjometryczną i to jest naprawdę fajne. Masz te parę miesięcy, kiedy wszyscy starają się chodzić na paluszkach i niczym nie denerwować gwiazdy. To jest miłe. 

W trakcie pierwszych dwudziestu tygodni spotkały mnie momenty, które były warte wszystkiego, co opisałam trochę wyżej. 

Pierwszy moment to niewyraźna druga kreska na teście ciążowym. Miałam wrażenie, że mogę przenosić góry. Euforia, którą co najgorsze, nie mogłam się jeszcze z prawie nikim podzielić! W dodatku musiałam iść do pracy i pracować w miarę normalnie, w międzyczasie wymykając się do łazienki i sikając na jeszcze dwa testy, coby swoja euforię potwierdzić :) . 

Drugim cudownym momentem było usg potwierdzające "żywy zarodek". Usg w 7 tygodniu ciąży, kiedy to usłyszałam bicie serduszka kogoś, kto miał - uwaga - 7 mm! 

Ale największe wow zrobiło na mnie usg 12 tygodnia, kiedy to pierwszy raz zobaczyłam prawdziwe dziecko. Nie plamki, które dotychczas pokazywał mi lekarz, a ja żeby nie wyjść na idiotkę potwierdzałam "mhm widzę tak nóżka widzę mhm" nie widząc w rzeczywistości nic. Widziałam swoje dziecko. Podnosiło rączki, podskakiwało i w ogóle, damnit, nie do opisania! W dodatku wszystkie parametry wskazywały na to, że zdrowe i piękne i że chłopak chyba... 

Parę tygodni temu kilka dni po świętach wielkanocnych leżąc wieczorem w łóżku poczułam, że coś mnie w brzuchu kręci. Że coś mi tam puka i bulboni. Pierwsze sygnały zignorowałam zwalając na jelita, Następnego dnia nie miałam wątpliwości. Poczułam pierwsze ruchy swojego synka, masakra! To raczej coś w rodzaju muśnięć niż jakiekolwiek kopniaki, cudowne ale też, nie ukrywam, trochę creepy. 

______________________________________________________________________________________

Dwa tygodnie temu dowiedziałam się przelotem, że synek może nie być wcale synkiem ale córeczką. Więcej dowiem się w środę w kolejnym odcinku mody na sukces czyli usg połówkowym. Pierwszy raz w życiu rozumiem te wszystkie matki-wariatki z ich 'nie ważne co, ważne żeby było zdrowe'. 

Ale nadal nie rozumiem matek-wariatek wypowiadających się bez pytania, z ich okropnym straszeniem co to mnie nie spotka w trzecim trymestrze i jak to będą po masakrycznym porodzie noce nieprzespane. Dajcie pożyć, ludzie. Przeżyj to sam.